Czy związek z osobą uzależnioną ma szansę przetrwać? - Maria Chmielewska
Życie z osobą uzależnioną bywa bardzo trudne i niestety często kończy się współuzależnieniem. Bliskich często męczą wątpliwości - zostać razem czy odejść? Podjęcie terapii przez jednego z partnerów wiąże się jednak ze zmianami, które mogą prowadzić do rozpadu związku. O tym, jak pomóc uzależnionemu partnerowi, nie niszcząc relacji, rozmawiamy z Marią Chmielewską, psychologiem małżeństwa i rodziny, która pracuje m.in. z osobami współuzależnionymi.
Anna Góra: Wyobraźmy sobie pewną kobietę. Jest mężatką od kilku lat, nagle orientuje się, że jej partner ma problem z uzależnieniem. Zastanawia się, co dalej. Kocha męża i nie chce go stracić. Czy jej związek ma szansę przetrwać?
Maria Chmielewska: Tak, istnieje taka szansa, pod warunkiem, że przynajmniej jedno z nich rozpocznie zmianę, a następnie drugie podąży tym terapeutycznym torem. Jako pierwsza zwykle robi to kobieta. Jeśli zdoła przyznać przed sobą, że jej mąż ma problem z uzależnieniem, co destruktywnie wpływa na cały system rodzinny, że ona również jest uwikłana w jego chorobę i że sama nie da sobie z tym rady oraz zrozumie, że potrzebuje fachowej pomocy, np. uczestnictwa w terapii lub grupie osób współuzależnionych, to wówczas jest szansa, że zmieni swoje dotychczasowe nieefektywne schematy postępowania i związek przetrwa. Odpowiedzialność nie spoczywa jednak wyłącznie na jej barkach. Związek ma szansę przetrwać tylko wtedy, jeśli mężczyzna również zreflektuje się i rozpocznie zmianę. To jest bardzo trudne, i nierzadko bolesne, zadanie. Trzeba przyjrzeć się swojemu życiu z wielu perspektyw. Zmiana może jednak mieć swój początek w nowym, odmiennym postępowaniu kobiety. Jej działanie po prostu zwiększa szansę na uratowanie małżeństwa. Końcowy efekt zależy jednak od obojga partnerów.
A.G.: Więc nałóg rzeczywiście stanowi zagrożenie dla związku? Czy zależy to np. od rodzaju uzależnienia?
M.C.: Uzależnienie – niezależnie czy dotyczy substancji, np. alkoholizm, narkomania, czy czynności, np. hazard, pornografia w Internecie, seksoholizm – jest destruktywną siłą, niszczącą związek stopniowo od środka. Mechanizm uzależnienia jest zawsze podobny. W naszym kraju alkoholizm w dalszym ciągu jest dominującym uzależnieniem i poważnym problemem, dotykającym wiele rodzin. Przykładowo, uzależniony od alkoholu mężczyzna używa tej substancji do regulacji swoich przykrych stanów emocjonalnych. W toku swojej socjalizacji nie wypracował on konstruktywnych wzorców reagowania społecznego, posługuje się głównie manipulacją. W codziennym funkcjonowaniu stosuje mechanizmy obronne, takie jak system zaprzeczania i iluzji, racjonalizacja, system rozpraszania i rozdwajania własnego ja, nałogowe regulowanie uczuć, które to mechanizmy chronią jego dotychczasowy status quo osoby „legalnie” pijącej. On zawsze znajdzie powód swojego uzależnienia. Dlatego też swoim postępowaniem wpływa na relacje w domu. Często winą obarcza żonę, jej wygląd, zachowanie, cechy charakteru, niegospodarność, brak porządku w domu. Winą może też obarczać swoje dzieci, ich słabe oceny w szkole, kłopoty z zachowaniem. Bez winy nie pozostaje również pracodawca albo cały system polityczny. Problem w tym, że osoba uzależniona nie dostrzega winy w sobie i nie potrafi uznać, że tylko ona jest odpowiedzialna za swoje picie, tylko ona jest w stanie je zatrzymać, oczywiście z pomocą fachowców. Ponadto każdy z nas przeżywa niekiedy stany obniżonego nastroju. Szukamy wtedy różnych sposobów na poprawę nastroju. Pomocny może być spacer, sport, rozmowa z bliską osobą. Alkoholik widzi jednak wyłącznie alkohol jako środek zminimalizowania napięcia, przykrych uczuć. Uważa, że bez alkoholu jego nastrój będzie się tylko pogarszał. Tak więc alkohol nie służy poprawie nastroju w sensie rozweselenia, lecz służy złagodzeniu odczuwanej przykrości. Zdarza się też, że alkoholik miewa naprzemienne, skraje stany emocjonalne, począwszy od nadziei i zapału, że „gdy tylko zechcę wszystko mogę”, aż do totalnego załamania w obliczu kolejnych życiowych klęsk rodzinnych. Sięga więc po alkohol, aby „zapić” te uczucia, sięga po alkohol ze wstydu.
A.G.: Co zatem powinna robić kobieta, jak się zachowywać, aby pomóc partnerowi, a samej nie wpaść we współuzależnienie?
M.C.: Szeroko otworzyć oczy i przyznać przed sobą, że ma problem z mężem, że ich rzeczywistość rodzinna nie wygląda normalnie. Oczywiście taka refleksja nie przychodzi łatwo, wymaga emocjonalnego wysiłku. Mogą pojawić się łzy, uczycie goryczy, żal, pretensje do całego świata, pytania egzystencjalne typu „dlaczego mnie się to przytrafiło, dlaczego mój mąż jest taki, jaki jest”. Ważne, by w tym czasie kobieta pozwoliła sobie na doświadczanie tych przykrych emocji. By dała sobie prawo do łez, by na siłę nie starała się być silną. Drugi krok to przyznanie, że sama sobie nie da z tym rady i że potrzebuje pomocy. Trzeci krok to rekonesans dobrych pomocników – fachowców oraz rodziny i przyjaciół - osób, które profesjonalnie pomogą, np. w trakcie terapii oraz z bliskich, którzy dadzą siłę i wsparcie do konstruktywnej zmiany. Ważne, aby kobieta była konsekwentna w swoim postępowaniu, by raz zapowiedziane słowa znajdowały pokrycie w jej zachowaniu wobec męża. Czwarty krok to obrona siebie i dzieci, jeśli są w rodzinie, przed agresją i destrukcją ze strony męża i ojca. Może to oznaczać nawet drastyczne działania, z separacją i rozwodem włącznie. Jeśli kobieta doświadcza dodatkowo w związku przemocy, może starać się o eksmisję męża lub tymczasowe zakwaterowanie się w Ośrodku Interwencji Kryzysowej. Tam sztab profesjonalistów pomoże jej poukładać sprawy w sensowną całość. Czasem niezbędne jest rozdzielenie, rozłąka małżonków tak, aby on mógł otrzeźwieć, zmierzyć się bezpośrednio ze skutkami swojego picia. Krok piąty to rozpoczęcie systematycznej i uczciwej pracy nad sobą, swoimi emocjami – pomocna będzie terapia indywidualna lub grupa wsparcia. Spotkania z osobami w podobnym kryzysie dają moc do działania i utwierdzają w przekonaniu o słusznie podjętej decyzji, chociaż ta decyzja może być bolesna. Dla kobiety niezbędna jest praca nad swoimi emocjami, nad wzmocnieniem poczucia własnej wartości, spotkanie z samą sobą, odnalezienie kontaktu ze swoimi pragnieniami, potrzebami i pasjami. Niezbędny jest kontakt z innymi pozytywnymi, dojrzałymi ludźmi.
A.G.: Jakie błędy popełniają najczęściej osoby współuzależnione, próbując ratować związek?
M.C.: Warto zaznaczyć, że istnieją również współuzależnieni mężczyźni - takich związków jest jednak znacznie mniej. W takich relacjach to kobieta jest uzależniona od danej substancji lub czynności. Mężczyźni jednak nie wpadają w syndrom współuzależnienia tak często jak dzieje się to w przypadku kobiet. Uwarunkowane jest to wieloma czynnikami natury psychologicznej oraz społeczno-ekonomicznej i może wynikać z paradygmatu patriarchalnego społeczeństwa. Jednym z błędów, jakie popełnia współuzależniona kobieta jest to, że nierzadko przechodzi ona samą siebie, stara się ponad miarę w obowiązkach domowych, dba o wychowanie dzieci, utrzymuje finansowo rodzinę, w sytuacji, gdy on straci pracę z powodu alkoholizmu, jednak jakimkolwiek swoim zachowaniem nie jest w stanie usatysfakcjonować męża. Ponadto kobieta popełnia błąd często ponosząc za swojego męża konsekwencje jego picia. Usprawiedliwia jego nieobecności w pracy, wyręcza go w obowiązkach, nie wymaga od niego odpowiedzialności i współuczestnictwa w utrzymaniu wspólnego gospodarstwa domowego, sprząta po nim jego wymiociny, płaci długi, a więc usuwa skutki jego uzależnienia. Takim zachowaniem pogarsza całą sytuację, gdyż stwarza mężowi komfort picia. Oboje są wówczas na równi pochyłej. Tak więc kobieta popełnia zasadniczy błąd, litując się nad mężczyzną. Myśli nieraz: „nie mogę go tak zostawić, jestem mu potrzebna, może mu się coś stać, nie będzie miał z czego żyć, muszę mu pomóc znaleźć kolejną pracę” itp. Otacza wokół niego tzw. parasol ochronny. Mężczyzna natomiast potrzebuje skonfrontować się ze skutkami swojego picia, inaczej nigdy się nie zreflektuje, gdyż żona zapewnia mu komfort picia. Nadodpowiedzialność kobiety jest dla niej pułapką, gdyż pogłębia jej poczucie winy.
A.G.: I co się wtedy dzieje?
M.C.: Mężczyzna z dnia na dzień w niezauważalny sposób staje się całym światem kobiety. Ona tak bardzo zafiksowana jest na spowodowaniu, aby on przestał pić, że zaczyna izolować się od otoczenia, pogłębia się w niej poczucie wstydu i zmieszania, czuje się nic niewarta, ma pretensje do siebie typu „gdybym tylko była inna… gdybym tylko umiała…” Kobieta traci kontakt z sama sobą, ze swoimi pragnieniami i potrzebami, nierzadko zaniedbuje dzieci, nie mając świadomości, że jest to droga donikąd. Mężczyzna natomiast zatraca siebie w uzależnieniu, traci zdolność racjonalnego myślenia i adekwatnego odczuwania, swoim zachowaniem sprawia żonie coraz większy ból. Ona zaraża się jego chorymi emocjami, jednak pomimo doświadczania cierpienia, nadal tkwi w tej relacji, nie potrafi się z niej uwolnić. I popełnia kolejne błędy. Takim błędem jest wielokrotne mu przebaczanie, zaczynanie od nowa, złudna nadzieja na poprawę ich relacji bez terapii. Kobieta czuje się tzw. „siłaczką”, uważa, że sama jest w stanie poradzić sobie z uzależnieniem męża. Nierzadko też próbuje również nadmiernie kontrolować swojego męża. Sprawdza ile, z kim, gdzie wypił. Szuka go po nocnych klubach, wyprowadza pijanego z lokalu. Wstydzi się za niego przed rodziną i znajomymi, podczas gdy przecież to nie ona powinna się wstydzić. Może to nie jest dobre porównanie, ale mąż musi sam wypić to piwo, które sobie nawarzył. Kolejny błąd to próba utrzymania związku za wszelką cenę, pomimo doświadczania cierpienia i krzywdy. Dzieje się to z różnych powodów – dla dobra dzieci, z powodów religijnych, dla samego faktu bycia z mężczyzną. Czasami pozostanie w destruktywnym związku jest dla niej warunkiem sine qua non. Taka imperatywna wizja życia we dwoje za wszelką cenę udaremnia konstruktywną zmianę. I jeszcze innym błędem jest… popełnianie tych samych błędów, to znaczy nieefektywne schematy reagowania, stale takie same, czyli np. awantury, groźby, złorzeczenia, straszenie odejściem, rozwodem i nie realizowanie tego… a więc brak konsekwencji. Takie zachowanie czyni z kobiety osobę niewiarygodną. Lepiej takie zachowania zamienić na jasno i krótko sformułowane oczekiwanie wobec męża z zapowiedzeniem konsekwencji w przypadku braku realizacji. Żona ma prawo wymagać od męża, natomiast krzyk, czy pretensje powodują u niego pogorszenie stanu emocjonalnego, który zwykle reguluje on alkoholem. A.G.: Co zmienia w związku terapia uzależnienia?
M.C.: Przede wszystkim osoba uzależniona uzmysławia sobie, że straciła kontrolę nad piciem, że nie ma panowania nad własnym życiem, że swoim zachowaniem spowodowała wiele szkód w swoim otoczeniu. Ma szansę podjąć się zadośćuczynienia, czyli naprawić wyrządzone zło. Uczy się nowego spojrzenia na swoje życie i przepracowuje trudne doświadczenia z przeszłości. Uczy się identyfikowania, nazywania i konstruktywnego wyrażania swoich emocji. Poznaje metody efektywnej komunikacji interpersonalnej. Emocje – te przykre i te przyjemne – przestaje regulować alkoholem. Uczy się rozwiązywania codziennych problemów bez sięgania po alkohol. Jednak nie zawsze to się udaje. Nie zawsze osoba uzależniona, częściej jest to mężczyzna, znajduje w sobie tyle siły, żeby podołać temu wyzwaniu. Druga strona zresztą podlega podobnemu procesowi zmiany. Oboje mają szansę na nową jakość wspólnego życia. Mają szansę przestać wzajemnie się ranić i upokarzać. Mogą zacząć uczyć się konstruktywnie rozwiązywać problemy małżeńskie, efektywnie się komunikować, współdziałać dla obopólnego dobra, przejąć odpowiedzialność za wychowanie dzieci.
A.G.: Mówi Pani o samych pozytywnych zmianach… Czy więc proces terapii uzależnienia może prowadzić do rozpadu związku? Jeśli tak, to dlaczego?
M.C.: Czasem dzieje się też tak, że gdy mężczyzna się zmienia, kobieta nie potrafi funkcjonować w nowej relacji. Gdy ich małżeństwo nabrało nowej jakości, ona gubi się, bo przestają działać jej dotychczasowe wzorce zachowania, tj. np. nadodpowiedzialność czy nadmierna kontrola, z których dotychczas czerpała poczucie własnej wartości. Okazuje się wówczas, że małżeństwo nie przetrwa, bo kobieta nie potrafi funkcjonować w zdrowym układzie diadycznym. Jest jeszcze jedna możliwość. Otóż, zdarza się że w terapii kobiecie zależy wyłącznie na tym, aby mąż przestał pić. Gdy to marzenie się spełnia, ona znów narzeka, mówiąc, że on jest nie do wytrzymania, że zrobił się strasznie pedantyczny i chciałaby, żeby w końcu się napił. To oznacza, że mąż powinien nadal pracować nad pewnymi elementami swojego zachowania, nad poglądami i przekonaniami, które nim kierują. Może być też jeszcze inny powód, a mianowicie zdarza się, że kobieta orientując się, iż nie podoła konsekwencjom uzależnienia męża, gdyż jego zachowanie nacechowane jest przemocą, co dla kobiety jest tak bardzo bolesne i przytłaczające, że decyduje się ona na definitywne rozstanie z eksmisją męża z domu. Taką jej decyzję należy uszanować.
A.G.: Co więc może pomóc ocalić związek z osobą uzależnioną?
M.C.: Systematyczna i uczciwa praca nad sobą obojga małżonków. O tym dużo już powiedziałam. Podkreślę jeszcze, że ważna jest pomoc i wsparcie najbliższego otoczenia. Nie chodzi o przysłowiowe wtrącanie się, nie należy też robić parze tzw. niedźwiedziej przysługi radami typu: „nie bądź dzieckiem, nie wiesz, jaki jest mężczyzna, on potrzebuje czasem wypić, mężczyźni już tacy są, ciesz się, że on w ogóle chce z tobą być”. Społeczne przyzwolenie na picie, organizowanie wielu spotkań towarzyskich, czy biznesowych zakrapianych alkoholem również nie sprzyja „trzeźwieniu pary”. Ważne jest też działanie na kształt „społecznej kontroli”, czyli zdrowego wsparcia, „zmycia głowy” przez przyjaciela w sytuacji nadmiernego picia kolegi, szczere otrzeźwienie go. Pomaga też wyrażenie się o żonie w sposób pozytywny. Nieoceniona jest mądra, rozsądna pomoc rodziców i teściów, którzy również potrafią uznać problem swojego syna, zięcia i współpracować z córką, synową, nie obwiniając jej, nie odwracając się od niej. Potrzeba, aby rodzina stanęła po stronie kobiety i wymagała od syna bezwzględnego zaprzestania picia alkoholu i rozpoczęcia leczenia. Otoczenie odgrywa tu zasadniczą rolę, gdy konfrontuje oboje z rzeczywistością, ponieważ nie utwierdza ich w iluzorycznej pułapce.
A.G.: Czy ratowanie takiej relacji ma zawsze sens?
M.C.: Zawsze warto podjąć się tego trudu. Atmosfera domu rodzinnego uwikłanego w chorobę alkoholową jest napięta, pozbawiona elementarnego poczucia bezpieczeństwa. W takim domu nie mówi się o ważnych sprawach, nie rozwiązuje się wspólnie i otwarcie problemów, nie wyraża się swobodnie ważnych uczuć, manipuluje się komunikatami. W takiej rodzinie dzieci otrzymują komunikaty typu „bądź dzielny, bądź silny, nie pozwalaj sobie na słabość, nie niszcz dotychczasowego kruchego, rodzinnego status quo”. Dzieci otrzymują podświadomą informację „nie czuj, nie mów”, a więc nie wynoś na zewnątrz informacji o faktycznym zachowaniu ojca, „nie ufaj”, głównie dorosłym, „polegaj wyłączne na sobie, bo świat stanowi zagrożenie”. Dzieci pochodzące z rodzin dysfunkcjonalnych wykształcają w sobie mechanizmy obronne, polegające na pełnieniu destruktywnych ról społecznych. Wzorce tych zachowań przenoszą w dorosłość. W życiu zawodowym i osobistym przeżywają poważne trudności w satysfakcjonującym funkcjonowaniu. Nierzadko powielają schematy postępowania rodziców. Jeśli nawet wygasa miłość małżeńska, warto podjąć trud zmiany, choćby z uwagi na funkcjonowanie dzieci.
A.G.: Czy po terapii uzależnienia związek będzie taki sam?
M.C.: Najprawdopodobniej nie będzie i o to właśnie chodzi. Z doświadczania krzywdy, upokorzeń i permanentnej złości, smutku, osamotnienia ma szansę przewartościować się w relację partnerską, opartą na kooperacji, łagodnym, lecz stanowczym działaniu, ponoszeniu odpowiedzialności za siebie, a nie za drugą osobę. Związek ma szansę opierać się na jakościowo nowych, efektywnych elementach takich, jak: adekwatne wyrażanie emocji, konstruktywne rozwiązywanie problemów, poprawa wzajemnej bliskości i intymności, odnalezienie radości we wspólnie spędzanym czasie, działanie na rzecz obopólnego rozwoju.
A.G.: A co jeśli uzależniony nie chce się leczyć, a jego partnerka sama podejmie terapię współuzależnienia, czy to może pomóc w walce o jej relację?
M.C.: Zdecydowane tak, i zwykle tak się dzieje. Dlatego, że pozna inne osoby, które są w podobnej sytuacji, obniży swoje napięcie emocjonalne, znajdzie ukojenie, wentylowanie trudnych emocji, nauczy się nowych efektywnych schematów reagowania na picie męża. Rozpocznie proces swojego usamodzielniania emocjonalnego i nierzadko społeczno-ekonomicznego. Poprawi swoją relację z dziećmi i z bliskimi. Otworzy się na nowe, pozytywne znajomości. Otworzy się na spotkanie z samą sobą, dotknie swoich pragnień, przekieruje samą siebie z działania reaktywnego na proaktywne, pozna zachowania asertywne, podniesie swoje poczucie własnej wartości. Elementy te są podstawą funkcjonowania satysfakcjonującego związku.
A.G.: Czy zawsze będzie to miało pozytywny wpływ na związek? Często mówi się, że taka uzdrowiona żona już do męża nie wróci…
M.C.: Należy się spodziewać, że dobrze poprowadzona terapia będzie miała pozytywny wpływ na kobietę. Nie wszystko jednak zależy od niej. Powodzenie w małżeństwie, przetrwanie kryzysu to ich wspólna praca. Mąż również musi się zaangażować, zobaczyć swój problem oraz podjąć próbę zmiany.
A.G.: A jeśli osoba współuzależniona ani jej partner nie podejmą leczenia, czy mają szansę być razem?
M.C.: Wiele par pozostaje razem, nie podejmując leczenia. Niestety wtedy nadal doświadczają przykrych stanów emocjonalnych. Mężczyzna zatraca się w uzależnieniu, a kobieta jest wykorzystywana, doświadcza cierpienia. Jej tolerancja na krzywdę podnosi się, tak więc w ciągu kolejnych lat życia jest w stanie przyzwyczaić się, zaakceptować bardzo chory, wręcz patologiczny układ. Oboje zatracają się wówczas w obopólnej destrukcji. Jednak podjęcie terapii, nawet jeśli nie przyniesie w 100 procentach oczekiwanej zmiany, daje szansę na nową, lepszą jakość życia.
A.G.: Dziękuję za rozmowę!
Rozmawiała Anna Góra.
Mgr Maria Chmielewska - profilaktyk społeczny, socjoterapeuta, psycholog małżeństwa i rodziny, specjalizujący się w tematyce rozwoju człowieka oraz wychowania dzieci i młodzieży.