Wywiad z Małgorzatą Halber autorką książki: " Najgorszy człowiek na świecie”
Kiedy przestajesz pić, wszystkiego uczysz się od nowa. Tańczyć, kochać się, rozmawiać z ludźmi na trzeźwo.
"Tak, jestem osobą uzależnioną i będę nią do końca życia, gdyż tak to niestety działa".
Czy jest jakiś wspólny mianownik wszystkich nałogowców, poza tym oczywistym - że są uzależnieni?
- Wszyscy nałogowcy wykonują jakąś czynność, która daje im ulgę. Tak bardzo chcą ulgi i przyjemności, że muszą ją powtarzać coraz częściej. To jakbyś miała taki przycisk, który wyłącza wszystko - naciskasz raz, drugi, dziesiąty, setny, ale musisz robić to coraz częściej i coraz więcej, bo w pewnym momencie ta ulga bardzo szybko mija i musisz jak najszybciej to powtórzyć. To jest ten wspólny mianownik. Bardzo, bardzo dawno temu pomyślałam też sobie, że wszyscy alkoholicy i wszyscy uzależnieni muszą być wrażliwi i delikatni, skoro muszą się upijać czy inaczej - odurzać. Że są to wyjściowo osoby wspaniałe. Nikt chyba nie myśli o tym w ten sposób.
Skąd się bierze nałóg?
- Z pustki. Z braku. Z tego, że nie możesz znieść tego, że jesteś sama ze sobą. Tego momentu, w którym nagle nie ma jakiegoś rozproszenia, nie wiesz, co jest w tobie w środku, boisz się tego i chcesz się czuć dobrze. Brak jest tak straszny, że musisz poczuć natychmiastową ulgę.
Nałóg bierze się z braku.
Z tego, że jesteś pusty w środku.
Pusty i zaniepokojony.
Nałóg bierze się stąd, że mimo tego, co jest na zewnątrz i w dowodzie osobistym, i w CV, w środku jesteś smutną grubaską.
I cokolwiek by się działo - jesteś smutną grubaską.
Jesteś rudym konusem, którego przezywali w podstawówce.
Jesteś brzydki.
Jesteś gorszy.
Nikt nie chce z tobą spędzać czasu.
Sonic Youth śpiewają o tobie: You aren't never going anywhere
Czy samodzielne diagnozowanie i autoterapia, powiedzenie „dam sobie radę sam, wystarczy nie pić” ma sens?
- Moim zdaniem to jest nieskuteczne. Uzależnienie jest chorobą, czy z innych chorób leczymy się sami? Dobrze jest dać sobie pomóc, pozwolić komuś, żeby dał instrukcję obsługi i wyjaśnił, jak to działa. Terapia, będę to powtarzać do znudzenia, to uniwersytet nałogu. Najprawdopodobniej pierwsze miejsce, w którym mówisz o tym wszystkim, co wcześniej trzeba było zamieść pod dywan, żeby móc dalej być nietrzeźwym. Tam właśnie każą o tym mówić, żeby - słowo terapeutyczne - przepracować problem. Uczysz się tego, że nie ma czegoś takiego jak sądy ogólne, nie ma „bo wszyscy uważają”, „bo mówi się, że”. Bo w sumie to każdy mówi o sobie, tylko dla bezpieczeństwa ubiera to w jakieś „kobiety”, „ludzie”, „Polacy”. Uczysz się też tego, żeby nie oceniać innych, bo tylko wtedy można naprawdę rozmawiać. I tego, żeby nie udzielać innym rad. To są rzeczy, które przydają się nie tylko uzależnionym.
Ale piszesz też o tym, że na terapii nie dostaje się wszystkich odpowiedzi. O czym się nie mówi alkoholikom?
- Pierwszy rok jest straszny, masz doła i chcesz umrzeć. Masz depresję, nie wiesz, co zrobić ze sobą, chcesz zabijać tych wszystkich ludzi, którzy ci mówią: „Hej, życie bez alkoholu jest świetne!”. Ono jest świetne, ale tak mniej więcej pięć lat później. Najpierw wszystkiego się musisz nauczyć na nowo. Musisz się nauczyć tańczyć na trzeźwo, musisz się nauczyć na nowo z kimś kochać na trzeźwo, musisz się nauczyć rozmawiać z ludźmi na trzeźwo, musisz zdobyć nowych znajomych, bo zadawałeś się tylko z takimi, którzy piją. Musisz się dowiedzieć, jak spędzać wakacje bez piwka. Musisz się dowiedzieć, jak się możesz nagrodzić, gdy odniesiesz sukces. To, co wszystkim się wydaje najtrudniejsze, czyli momenty, kiedy masz doła i potrzebujesz się pocieszyć, jest akurat proste. Najgorzej jest na trzeźwo świętować sukcesy. Albo jak oglądam film, ktoś pije wino i ono tak super wygląda, i myślę sobie: „Ale bym się napiła wina, Chryste, nie wytrzymam zaraz”. To jest, zostanie i zawsze będzie. Ale dla mnie, trzeźwego alkoholika, wypicie jednej lampki jest niemożliwe. Po prostu nie jest to mi już dane. I tyle.
To jest bardzo duże zdumienie, jak na trzeźwo to wszystko właściwie wygląda. Że jestem przeciwieństwem tej siebie, którą sprzedawałam światu w weekendowe noce. Jaki to jest szok, jak bardzo niezborni i nieatrakcyjni są ludzie, którzy właśnie czują się najpiękniejsi na świecie. Jak bardzo wcale nie mówią o tym, co naprawdę ważne, choć tak im się wydaje, jak bardzo są jakimś brudem, kalkomanią, czymś, na co czekasz, żeby wróciło do pierwotnego stanu i przestało udawać superbohatera.
Oszałamiające, nieprawdopodobne jest odkrywanie, że ludzie nie lubią tłoku i hałasu i jeśli są trzeźwi w klubie, to zazwyczaj te dwa czynniki działają na nich najgorzej. Program sponsorowany przez „jeśli tak się czujesz, to znaczy, że tak jest”. I to jest mocna jakość i wielka nagroda. Że nagle, po tylu latach, dowiadujesz się, jak jest naprawdę.
Twoja książka może też być swego rodzaju poradnikiem dla tych, którzy mają kogoś uzależnionego w swoim otoczeniu. Piszesz między innymi, dość brutalnie, że nałogowcowi nie warto pomagać, że najlepiej, żeby „obudził się obsrany w cudzym łóżku”, bo tylko porządny szok może zmotywować do leczenia. To brzmi okrutnie, bo naturalnym odruchem jest jednak chęć niesienia pomocy.
- Tak, masz rację, to brzmi strasznie. Rodzice widzą swojego syna, który jest przecież ich dzieckiem, tym inteligentnym, fajnym chłopakiem, który przestaje nad sobą panować i już widać, że przekroczył granicę. Dziewczyna jest z chłopakiem, który codziennie pali dżointy, i on mówi, że nie ma z tym absolutnie żadnego problemu, a ona czuje, że nie ma z nim kontaktu i nie ma do niego dostępu, bo on - jak by nie patrzeć - jest cały czas nietrzeźwy. Oni chcą ratować kogoś bliskiego, kto cierpi. Współuzależnienie polega właśnie na tym, że czujesz się odpowiedzialna za to, że nie potrafisz uratować bliskiej osoby. Więc rozmawiają, proszą, grożą, polecają psychologa, podtykają broszurki i nie wiedzą sami, że on lub ona nic nie zrobi, dopóki sam lub sama nie poczuje, że musi. Pamiętam doskonale, jak jeden z moich kolegów muzyków powiedział: „Małgosia, ty masz chyba problem”. Co zrobiłam? Zaczęłam go unikać. I to zazwyczaj jest ulubione rozwiązanie uzależnionych. Ale mówić trzeba - zawsze, do znudzenia.
Co jeszcze?
- Że można to leczyć. Powiedzieć: „Jeżeli będziesz chciał i potrzebował pomocy, zgłoś się do mnie”. I to jest wszystko, co można zrobić, bo używki są dla kogoś, kto jest uzależniony, najpiękniejszym rajskim ogrodem, w którym ten ktoś chowa się przed rzeczywistością. Są sposobem na to, by świat był piękny i wspaniały, i są najważniejszą rzeczą w życiu. Poza tym, należy wiedzieć, że ta choroba ma różne oblicza. Nie musisz leżeć na ulicy - jest mnóstwo doskonale funkcjonujących alkoholików, którzy po prostu codziennie po powrocie z pracy wypijają sobie butelkę wina w domu. Albo cztery piwa na murku z kolegami. Albo kilka kieliszków, jak dzieci pójdą spać. Ludzie nie zdają sobie sprawy z tego, że ciąg nie oznacza tylko tego, że pijesz non stop. Ciąg jest także wtedy, kiedy pijesz codziennie. Chodzi o to, jaki mechanizm tym rządzi - to jest uzależnienie. Niestety, jakkolwiek więzi rodzinne są mocne i ważne, to uzależniony zawsze decyzję o leczeniu musi podjąć sam, inaczej to się nigdy nie uda. Ja chodziłam na grupę otwartą i wszystkie osoby, podkreślam - wszystkie, które tam chodziły, bo na przykład kazał im kurator, wróciły do nałogu. To działa tylko wtedy, jak masz jedną motywację: jesteś zmęczony sobą i tym, co robisz. Dlatego lepiej zostawić takiego kogoś samego - pewnie szybciej to zmęczenie nastąpi. Co wcale nie znaczy, że alkoholik musi sięgnąć dna. Może - jak ja - obudzić się któryś raz z rzędu, nie pamiętając, co się działo poprzedniego wieczora, zawstydzić się sobą i mieć tego wstydu dosyć.
Ale to też jest wstyd i cierpienie rodziny.
- Oczywiście. O tym nie mówi się wystarczająco dużo moim zdaniem, a każdy, kto żyje kilka lub kilkanaście lat z kimś uzależnionym, staje się też chory. To jest współuzależnienie. Lata zastanawiania się, czy on wróci do domu trzeźwy czy nietrzeźwy? Już na samym poziomie chemii w mózgu życie w takim stresie może doprowadzić do ciężkiej depresji. W Polsce zapisy na terapię DDA trwają dwa lata, co chyba pokazuje skalę problemu. Jednym z typowych zachowań osób uzależnionych jest niebranie odpowiedzialności za swoje życie i za swoje czyny. A to on musi się martwić, czy i jak dotrze do domu, a nie na przykład jego żona.
Przeczytałam pod jakimś wywiadem z tobą taki komentarz: brawo, że wytrzeźwiałaś, ale po co o tym książkę pisać i wywiadów udzielać?
- Właśnie wywiadów to ja bym wolała nie udzielać, pan z wydawnictwa mnie zmusza (śmiech). A książka... Niech każdy, kto myśli, że takie książki są niepotrzebne, wypisze sobie na kartce pięć słów, które kojarzą mu się ze słowem „alkoholik”. A potem niech popatrzy na mnie, niech przeczyta moje artykuły, niech obejrzy mój program i porówna jedno z drugim. Po to jest ta książka. Ja jestem alkoholiczką. Każdy może być alkoholikiem.
Z Małgorzatą Halber rozmawiała Natalia Sosin, - wywiad gazeta.pl