Sekrety kobiet - Ewa Woydyłło
Najbezpieczniej i najtrafniej można powiedzieć, że tym „czymś” jest niedojrzałość emocjonalna połączona z dużą wrażliwością. Wyjaśnię: człowiek niedojrzały to ktoś, kto – bez względu na przyczyny – po prostu nie POTRAFI sobie radzić z uczuciami. A człowiek bardzo wrażliwy, po prostu silnie przeżywa, silnie reaguje i niełatwo uwalnia się od przykrych stanów emocjonalnych. A ponieważ – patrz poprzednie zdanie – nie umie sobie z nimi poradzić, więc szuka sztucznych sposobów, by te przykre uczucia zagłuszyć, stłumić, oddalić, zmniejszyć, zmienić w przyjemniejsze. Słowem, by nie czuć. Tak, moim zdaniem, wygląda najgłębsze jądro uzależnienia. Każdego.
Uzależnienie jest zatem sztucznym sposobem umilania sobie życia. Działa, dopóki nie zaczną piętrzyć się szkody. Nieste-ty szkody nie muszą ujawnić się prędko, lecz wtedy uzależnienie dłużej trwa i bardziej się nasila, powodując coraz bardziej dotkliwe szkody. Na nie jednak mamy świetny sposób zaradczy. Są to rozmaite sztuczki umysłu zwane „psychologicznymi mechanizmami obronnymi”, które rozpoznał i opisał już Zygmunt Freud. Stosujemy je wszyscy bez wyjątku, nie tylko osoby uzależnione. Nam wszystkim one na ogół pomagają, im natomiast przeważnie szkodzą, prowadząc do coraz głębszego uzależnienia. Mechanizmy te w sumie sprowadzają się do zaprzeczania, jakoby alkoholik był alkoholikiem. Nawet najbardziej oczywiste dowody wskazujące na uzależnienie są bowiem gorliwie i systematycznie odrzucane za pomocą racjonalizacji, pomniejszania, obwiniania, odwracania uwagi, ukrywania, uzasadniania, okłamywania i innych tym podobnych zabiegów. Ten aspekt uzależnienia najbardziej utrudnia jego przerwanie i czyni je tak chronicznym w swych objawach i skutkach problemem wielu ludzi.
Co więcej, zaprzeczanie jest osobliwie „zaraźliwe”. Alkoholik, powiedzmy, nie chce przestać pić, zaprzecza więc, jakoby miał problem. Ale rodzina bardzo chciałaby, aby on przestał pić, a też zaczyna po swojemu uruchamiać podobne mechaniz-my obronne, mówiąc: „Nie, on jeszcze nie pije tak dużo jak inni” lub „Nie, on nie ma problemu z alkoholem, tylko z pracą”, czy też „Nie, jego problemem nie jest picie, tylko nerwy”. I tak dalej. Zaprzeczać występowaniu problemu mogą całe społeczeństwa, tak jak było w socjalistycznej Polsce przez kilkadziesiąt lat.
Czy w tej mozaice poza samym uzależnieniem od alkoholu można znaleźć cokolwiek wspólnego dla nich wszystkich? Jeże-li nawet tak, to nie będzie to na pewno jakaś jedna osobowość. Chociaż każdy – gdy pił – oszukiwał, kłamał, krzywdził siebie i innych, narażał swoje zdrowie i reputację na szwank i jak długo się dało, udawał, że nie ma problemu z alkoholem, to jednak każdy jest osobliwie inny. Nie wyleczymy nikogo, bo wyleczyć uzależnienia nie sposób. Natomiast niektórzy wyzdrowieją – bo wyzdrowieć może każdy, kto potrafi uwierzyć, że jest to możliwe, i kto nauczy się słuchać i naśladować tych, którym się to udało. Wyzdrowienie polega na zmianie osobistej prowadzącej do tego, by nauczyć się odpowiedzialności, dyscypliny i dojrzałego kierowania swoim życiem. I jeszcze na tym, by odblokować swe uczucia, przestać się ich bać i zacząć świadomie przeżywać swój los, jakikolwiek by był i cokolwiek by ze sobą przynosił. Krótko mówiąc, wyzdrowienie z nałogu wymaga odwagi, szacunku dla siebie i innych oraz swoiście pojmowanej pokory: by godzić się z tym, czego nie można zmienić, by zmieniać to, co można zmienić i by mądrze dokonywać wyboru między tymi dwoma postawami.
I chociaż tak przedstawiony model zdrowienia z uzależnienia może wydawać się pozytywny, a nawet wielce pociągający, trzeba pamiętać, że do tego miejsca dochodzą względnie nieliczni. Wielu uzależnionych po prostu przedwcześnie umiera, niektórzy degenerują się poza granice powrotu do normalnego życia, a inni popełniają czyny, za które ponoszą niekiedy dożywotnią karę.
Dlatego trzeba robić wszystko, by zapobiegać wpadaniu w tę pułapkę. Oczywiście najgroźniejsza jest ona dla ludzi najmniej dojrzałych i niedoświadczonych, a więc dla bardzo młodych. Stąd rozkwit rozmaitych szkół profilaktyki i ochrony młodzieży przed substancjami uzależniającymi oraz szkodliwymi stylami życia. Boimy się o nasze dzieci. Nie chcemy, by zaczynały pić piwo, palić trawkę, łykać extasy, aby dawały się wciągać do sekt, zaczynały się głodzić lub nadużywać laksatywów czy wymiotować po napadach żarłoczności. Podglądamy i śledzimy nasze dzieci, nasyłamy na nie do szkół psy policyjne, a w domach każemy oddawać mocz do analizy. Ustawowo zabraniamy reklamować piwo, a jednocześnie państwo nie umie skutecznie ukrócić sprzedaży nieletnim alkoholu czy papierosów. Martwimy się narastającą falą narkomanii (choć przecież narkotyków nikt publicznie nie reklamuje).
Za narastającą plagę uzależnień wśród młodzieży często obwinia się rodziców. Pewno słusznie, bo to na nich spoczywa główna troska o dobro dzieci i odpowiedzialność za ich zachowania i życiowe wybory. Ale z drugiej strony, ten linearny model, w którym dziecko aż do osiągnięcia pełnoletniości zależy bezpośrednio i wyłącznie od wpływu rodziców, dawno się zdezaktualizował. Dziś już kilkulatki zaczynają spędzać po kilka do kilkunastu godzin nie pod wpływem rodziców, lecz obcych opiekunów oferujących niekiedy zupełnie inne niż by sobie rodzice życzyli wzory, wartości i pomysły na życie. Przedszkole i szkoła uczą rywalizacji i wpychania się przed innych na zmianę z kunktatorstwem i niewychylaniem się z własnym zdaniem. Kreskówki w telewizji propagują agresję i sprytne manipulacje. Gry elektroniczne ćwiczą wirtualne uśmiercanie, a większość filmów dozwolonych od 15 lat zawiera sceny brutalności lub erotyzmu, jakich rodzice dzisiejszych piętnastolatków przeważnie nie oglądali przed trzydziestką.
Wszyscy to wiemy i wszyscy się tym przejmujemy. Mimo to nikt jeszcze nie wymyślił sposobu na to, by zmienić dzieci, nie zmieniając dorosłych. Wiadomo, że najlepszą profilaktyką jest nauczenie rodziców i wychowawców jak być mądrzejszymi rodzicami i wychowawcami. I chociaż wydaje się to oczywiste, wcale nieczęsto się zdarza, by ktoś z tej refleksji wyciągnął praktyczne wnioski. A szkoda. Bo dzieci zbyt często zdane są same na siebie i nie radzą sobie ze swymi problemami, których dziś mają więcej niż kiedykolwiek w minionych epokach. A już wiemy, że jeżeli się odpowiednio wcześnie nie nauczą z tymi problemami radzić, to wiele co wrażliwszych osób zacznie szukać ucieczki, zapomnienia lub sensu w fałszywych źródłach doraźnej ulgi i złudnych mirażach chwilowej przyjemności. I wiele zaczyna.
Dobrze, że przynajmniej będziemy umieli pomóc tym spośród nich, którzy do nas trafią – oby jak najwcześniej – jako osoby z problemem uzależnienia.
Fragmenty Książki "Sekrety kobiet" Ewa Woydyłło